Tajemnica Aresztu Śledczego na Białołęce wyszła na jaw. Strażnicy więzienni zarabiali krocie na więźniach
Skandal w Areszcie Śledczym na Białołęce wybuchł po tym, gdy na jaw wyszło, że strażnicy więzienni brali po kilkaset złotych od więźniów za usługi na ich rzecz. Przekupieni strażnicy wykraczali swoim zachowaniem daleko poza granice prawa.
To naprawdę nietypowa grupa przestępcza. Złożona z więźniów Aresztu Śledczego na Białołęce, strażników więziennych oraz adwokatów jest właśnie rozpracowywana przez samą Prokuraturę Krajową. Jej rozwiązaniem zajmuje się dokładnie Mazowiecki Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Warszawie.
Jak podaje Super Express Warszawa, grupa działała przez długie lata na ternie Aresztu Śledczego na Białołęce. Dopiero w 2019 roku wyszło na jaw, że układ istnieje i łączy w jednym systemie strażników z więźniami oraz adwokatami.
Donos członka grupy pogrążył jej działanie
Sprawa ujrzała światło dzienne przez donos Sebastiana K., który rozpisał w liście strukturę oraz zakres działalności grupy. Zaangażowany w przemyt do więzienia K. potwierdził, że na jego teren dzięki współpracy ze strażnikami szmuglowano amfetaminę, kokainę czy mefedron.
To właśnie w notatkach Sebastiana K. odnaleziono też zapisy dotyczące dwóch adwokatek - Moniki CH. oraz Olgi J., które według opisu z zeszytu członka narkogrupy, podczas jednego z widzeń ze swoimi klientami miały przekazać środki odurzające na terenie więzienia.
Strażnicy więzienni przekupni, część sprzedawała narkotyki
Najbardziej kontrowersyjny jednak jest układ jaki stworzono ze strażnikami więziennymi. W porozumieniu ze służbą na teren więzienia szmuglowano najprzeróżniejsze towary - od sterydów i strzykawek po telefony, alkohol i rękawice bokserskie. K. ujawnił też, jak dokładnie wyglądało korumpowanie funkcjonariuszy od strony finansowej.
20 proc. zysku z obrotu narkotykami wydawano na korumpowanie służby więziennej. Część załogi udawała, że problemu nie widzi, ale część całkowicie zaangażowała się we współpracę z przestępcami. Ci drudzy za 500 zł sami szmuglowali na teren Aresztu Śledczego na Białołęce mikrotelefony, bardzo często w zegarku. Najbardziej jednak może poruszać fakt, że część strażników tak wsiąknęła w tę przestępczą strukturę, że sami rozprowadzali narkotyki wśród osadzonych przestępców.
Artykuły polecane przez redakcję WAWA INFO:
-
S8: na węźle Mostówka zderzyły się dwa auta. Jedna osoba trafiła do szpitala
-
Punto zmiażdżone, ciągnik na drugiej stronie. Strażacy pokazali zdjęcia, cud, że nikt nie zginął
źródło: se.pl/warszawa