Awantura w Żabce, ekspedientce puściły nerwy. Wszystko przez obowiązek noszenia maseczek
Żabka a obowiązek zakrywania ust i nosa
Pani Joanna Krukowska z Warszawy opowiedziała Gazecie Wyborczej o przykrej sytuacji, która spotkała ją w jednym ze stołecznych sklepów Żabka. Jak podaje GW pani Joanna mieszka na bielańskim osiedlu Piaski i niedzielę przed godziną 18 wracała ze spaceru z córką i dwoma psami. Wówczas zatrzymała się koło sklepu Żabka przy ulicy Kochanowskiego. - Przez witrynę, zobaczyłam, że są tam klienci bez maseczek. Uznałam, że poczekam, aż wyjdą, żebym mogła bezpieczniej zrobić zakupy. Jednak długo to trwało, więc weszłam do środka. Oczywiście w maseczce - opowiedziała Gazecie Wyborczej.
Klientka Żabki bała się wejść do sklepu
Gdy weszła do sklepu zapytała ekspedientki, czy został już zniesiony obowiązek zakrywania ust i nosa. - Zignorowała to, burknęła tylko coś pod nosem. Poprosiłam spokojnie, żeby przypomniała klientom o tym obowiązku. W odpowiedzi usłyszałam, że ekspedientka nie będzie wszystkich uszczęśliwiać. Więcej nie zdążyła powiedzieć, bo zza jednej z półek wyskoczyła druga sprzedawczyni i agresywnym tonem wykrzyczała: "Proszę natychmiast wyjść ze sklepu, pani nie zostanie obsłużona. Proszę stąd wyjść!" - wyjaśniła Gazecie Wyborczej pani Joanna.
Kobieta została wyproszona z Żabki
Pani Joanna zwróciła w Żabce uwagę, że obsługa sklepu powinna zadbać o bezpieczeństwo klientów. Jednak wtedy ponownie usłyszała, że ma opuścić sklep. - Co miałam zrobić? Wychodząc ze sklepu, widziałam jeszcze w lustrze, że ekspedientka robi w moim kierunku złośliwe miny i gesty, do tego puka się w czoło. Żaden z klientów nie zareagował. Może dlatego, że w całym sklepie tylko jedna osoba prócz mnie miała maseczkę? - tłumaczyła kobieta w rozmowie z Gazetą Wyborczą. - Poczułam się potraktowana jak śmieć - dodała z żalem kobieta. - Mam prawo czuć się zagrożona, bo z powodu dolegliwości zdrowotnych jestem szczególnie narażona na nieprzyjemności związane z zakażeniem. Poza tym mam 60 lat i przynajmniej dwa przypadki wśród znajomych poważnego przebiegu choroby spowodowanej koronawirusem, z czego jeden zakończył się śmiercią - wyjaśniała.
Sprawa Żabki zgłoszona w sanepidzie
Nazajutrz pani Joanna całe zajście zgłosiła w powiatowej stacji sanitarno-epidemiologicznej. - Urzędniczka, z którą rozmawiałam, powiedziała, że zdarzało się jej kupować w tej Żabce, i przyznała, że bezpieczeństwo epidemiologiczne pozostawia tam wiele do życzenia. Obiecała też interwencję - tłumaczyła kobieta.