Afera w Pruszkowie. "Chcieli zabrać samochód szkoły jazdy w zastaw"
Problemy ze szkołą jazdy
Na temat niepokojących sytuacji jakie według kursantów mają miejsce w pruszkowskiej szkole jazdy pisaliśmy w poprzednim artykule. Tym razem odezwał się do nas były pracownik firmy. - Jestem jednym z dwóch instruktorów, o których pan Adam powiedział, że odeszli pod koniec roku i dlatego pojawiły się problemy. Pan Adam jednak nie wspomniał dlaczego odeszliśmy. Spróbuję pokrótce wyjaśnić dlaczego zrezygnowałem - mówi Sławomir Szkolniak, były pracownik Szkoły Jazdy Liberacki. - Od początku mojej pracy w tej firmie, czyli od stycznia 2019 roku były problemy z wypłatą wynagrodzenia oraz opłatą składek do ZUS. W tamtym czasie szkoła naprawdę dobrze prosperowała, ale nijak nie przekładało to się na wywiązywanie się z obowiązków przez pracodawcę. Od stycznia do marca pracowałem w Tczewie, gdzie wcześniej pan Adam prowadził ośrodek szkolenia kierowców. Pojechałem tam z drugim instruktorem, aby wyjeździć jazdy z kursantami, którzy zapłacili za kurs ale go nie ukończyli, czyli była to sytuacja podobna do tej, która obecnie ma miejsce w Pruszkowie - zauważa rozmówca.
Niekończący się dług
- W pierwszych dniach naszej pracy w Tczewie drugi z instruktorów został osaczony przez osoby twierdzące, że Adam jest im winny pieniądze. Chcieli nawet zabrać samochód, ale na szczęście udało się załagodzić sytuację. Jednak po tym zdarzeniu kolega wyjechał, a ja zostałem sam i przez kilka miesięcy jeździłem z kursantami od poniedziałku do piątku po 12, a czasem i 14 godzin dziennie - relacjonuje Sławomir Szkolniak. - Po powrocie do Pruszkowa wcale nie było lepiej, cały okres zatrudnienia miałem wypłacaną niepełną wypłatę, a dług stale oscylował w granicach 2 tysięcy złotych - dodaje.
Odszedł z pracy
Pracownik twierdzi, że miał dosyć. - W lipcu 2019 roku zagroziłem, że jeżeli sytuacja się nie zmieni odchodzę. Wtedy dopiero uregulował zobowiązania finansowe wobec mnie, jednak później znów zadłużenie rosło. Nadal były problemy z wypłatą wynagrodzenia, a pod koniec 2019 roku wynosiło już nawet 4 tysięcy złotych - powiedział. - Pan Adam zawsze wymyślał jakieś problemy, to jest człowiek, który do perfekcji ma opanowane manipulowanie ludźmi i moim zdaniem robi to świetnie - dodaje.
Zaległa kwota
W grudniu Sławomir Szkolniak musiał przejść płatną operację oka. Jak twierdzi, Liberacki zapewnił pracownika, że ten otrzyma zaległą kwotę przed zabiegiem, aby mógł go opłacić. - No jak się można domyślić, niestety dług nie został uregulowany - mówi były instruktor. Ta sytuacja sprawiła, że pracownik Liberackiego postanowił opuścić firmę. - Postanowiłem odwołać lekcje nowym kursantom i tym, którzy mają wyjeżdżoną mała liczbę godzin, a jeździć tylko z tymi którzy już kończyli kurs. Wiedziałem, że ostatnie dwa tygodnie przepracuję za darmo, ale dzięki temu sporo moich uczniów mogło dokończyć kurs - mówi instruktor.