Recenzja: Zyta Rudzka, "Tkanki miękkie”
Recenzja książki nominowanej do 14. Nagrody Literackiej m.st. Warszawa.
Doświadczona i doceniona pisarka dotąd konsekwentnie zaludniająca swoją prozę postaciami kobiecymi, teraz spojrzała w stronę facetów i jest to spojrzenie raczej bezlitosne. A w każdym razie takie, w którym współczucie dla nich ukryte jest głęboko za zasłoną ze słów. Zyta Rudzka z werwą, a kiedy trzeba z poczuciem humoru, analizuje relacje ojcowsko-synowskie i jest to trafione w punkt – dokładniej: w tzw. "słaby punkt”.
Para bohaterów to lekarze: ojciec pracuje, a właściwie pracował na wsi, syn jest wielkomiejskim pediatrą. Rudzka zmyślnie stworzyła takich właśnie bohaterów: lekarz, zwłaszcza dobry, a przynajmniej popularny, jest osobą wyjątkową w swoim otoczeniu, jest człowiekiem, który niesie pomoc, ale też jest w gruncie rzeczy panem życia i śmierci swoich pacjentów, a więc też uosobieniem nieomal boskiej siły. Oni zabiegają o jego względy, szanują go i też się go boją. To ktoś w rodzaju "małego boga”, któremu różne sprawy przychodzą łatwiej niż komukolwiek innemu. Ich "profesja jest męska, nawet bardziej męska niż samiec” – pada stwierdzenie. Ci dwaj wykorzystują te swoje przewagi głównie na polu relacji damsko-męskich, ale też na tym obszarze wychodzą na jaw ich słabości: relacje przez nich nawiązywane są puste, kobiety ich opuszczają i cała ta smakowita i wielowarstwowa powieść – gdyby chcieć ją maksymalnie streścić – okazuje się powieścią o zamierającej sile męskich ról społecznych. Traktuje o tym, jak faceci nie dorastają do ról, jakie nałożyła na nich tradycja i jak uświadamiają sobie, że światem rządzą kobiety. A jak światem, to i nimi. "Mali bogowie” z powieści Rudzkiej to bogowie upadli.
Zyta Rudzka napisała więc powieść o procesie, który dzieje się na naszych oczach – jednych cieszy, innych smuci, ale jest. I zrobiła to błyskotliwie pokazując jego przebieg na poziomie codziennych zdarzeń. Jej bohaterowie jeszcze próbują jakoś mu się przeciwstawić, ale stać ich co najwyżej na jakieś teatralne gierki ("Wykwit elegancji pokrywa liszaj moralny”), na udawanie, że nic się nie zmienia, kiedy jednak się zmienia. Swoją opowieść snuje przy użyciu krótkich zdań, tworząc język pełen paradoksalnych stwierdzeń, przewrotnych, a kiedy trzeba dosadnych.
Tu trzeba zaznaczyć, że ten opis "dekonstrukcji” męskości to jeden z wątków powieści. Najważniejszym z pozostałych jest przenikliwie przedstawiona relacja ojca i syna, słabnięcie tego pierwszego i zagubienie drugiego. "Tkanki miękkie” to taki utwór, którego bogactwo ukazuje się w pełni w trakcie drugiej, czy kolejnej lektury.
Leszek Bugajski
Czekamy na Wasze informacje
wawainfo.pl - to portal z informacjami o Warszawie, dodaj nas do ulubionych w przeglądarce. Masz ciekawy temat? Widzisz wypadek, pożar lub korek? - pisz na [email protected] lub daj nam znać na facebookowym profilu Wawa Info.