Przetrwała dwie wojny światowe, dobił ją koronawirus. Najstarsza pracownia rękawiczek w Polsce zostanie zamknięta
Pracownia przestanie istnieć po 120 latach działalności
- Wszystko kiedyś się kończy, a życie toczy się dalej. Ze smutkiem informujemy, że po ponad 120 latach działalności najstarsza w Polsce Pracownia Rękawiczek... zamyka swój rozdział w historii Warszawy - poinformowali 20 kwietnia właściciele pracowni T. Kowalski na Chmielnej 10. - Jest mi bardzo przykro, że jesteśmy zmuszeni zamknąć pracownię, niestety nie możemy zrobić nic więcej w tej sytuacji. Ten sklep jest częścią historii tego miasta, ale niestety rzemiosło się zwija - mówi nam Tomasz Kowalski, właściciel pracowni.
Rodzinny biznes
Pracownię na początku XX wieku założył Apolinary Kowalski. Później dołączył do niego jego syn, który przyuczał się do zawodu już od najmłodszych lat. W 1936 roku zdobył rzemieślnicze papiery mistrzowskie i miał przejąć zakład od ojca. Plany rodziny pokrzyżował jednak wybuch II wojny światowej. Sklep istniał do wybuchu Powstania Warszawskiego, ale w 1944 roku całe miasto zostało zniszczone, a ocalałych mieszkańców wysiedlono. Wśród nich był syn Apolinary, jego ojciec zginął bowiem na barykadach powstańczych.
Działalność sklepu w PRL-u
Apolinaremu i jego żonie nie było łatwo. Ciągłe zmiany lokalu związane z wyburzaniem walących się i nadpalonych podczas wojny kamienic, bieda i reglamentacja surowców dla rzemieślników były wstępem do czasów wiecznych kłopotów. Z kolei rządy komunistyczne były ciężkie dla drobnych inicjatyw rzemieślniczych, na rzemieślników narzucano liczne restrykcje i absurdalne przepisy. Odwilż przyniosły lata 60., a w pracowni Państwa Kowalskich bywała śmietanka towarzyska tamtejszej Warszawy z Polą Raksą, Andrzejem Łapickim czy Stanisławą Celińską na czele.
Manufaktura po w wolnej Polsce
Po upadku komunizmu interes w pracowni był już w rękach Tomasza Kowalskiego. Firma po raz kolejny musiała zmagać się przeciwnościami losu, tym razem z etykietą “made in Poland” - naszym rodakom rodzime produkty kojarzyły się z bylejakością, na szczęście nie trwało to długo. Po kilku latach ponownie w naszym salonie gościli klienci, którzy docenili tradycyjne i unikalne rękodzieło - zauważa Tomasz Kowalski.