Policja zatrzymała kierowcę autobusu w czasie pracy. Zabrali go na komendę, przeszukali dom i aresztowali
Rutynowe badanie
Pewnego dnia podczas pracy kierowcę autobusu Miejskich Zakładów Autobusowych spotkała nietypowa sytuacja. - Była 12.37 jak przyjechałem na pętlę na przerwę. Stali policjanci z drogówki i poprosili czy mogą mi zrobić próbę (badanie na obecność narkotyków - przyp. red.). Ja odpowiedziałem, że dobrze, nie ma problemu - relacjonował pan Zbigniew.
Kierowcy pozostało mało czasu do odjazdu, więc uruchomił autobus. Jednak okazało się, że funkcjonariusze mieli problemy z wykonaniem badania. - Zapytałem się ich jakie problemy, bo na płytce było wszystko tak jak powinno. Ale jak włożyli do czytnika to okazało się, że tam wyszło, że mam amfetaminę i metamfetaminę - powiedział kierowca.
Funkcjonariusze przeprowadzili badanie ponownie. Tym razem wyniki wykluczyły obecność amfetaminy, natomiast metamfetaminy nie stwierdzono ze względu na za małą wielkość próbki. Badanie wykonano po raz trzeci. Wyniki nie wykazały nic. W czwartej próbie wykluczono metamfetaminę, natomiast stwierdzono amfetaminę. Ze względu na przedłużające się badanie i niejednoznaczność badań kierowca zadzwonił po instruktora, który zabezpieczył autobus i przejął pojazd.
Kierowca pojechał na komendę
Pan Zbigniew został zabrany na komendę policji. Jak podaje mężczyzna, podczas przesłuchania funkcjonariusze wielokrotnie opuszczali pomieszczenie. - Kilkanaście razy wychodzili i przychodzili, bo cały czas mieli telefony i dostawali polecenia. Jakie, to później powoli się dowiadywałem. Oni sami nie wiedzieli co robić - powiedział.
Podczas przesłuchania do mężczyzny podszedł jeden z policjantów i poinformował, że musi zostać przeprowadzona rewizja jego mieszkania i autobusu. Wyraziłem zgodę, nie bałem się, bo czego miałbym się bać - tłumaczył pan Zbigniew.
Po rewizji kierowca trafił na badanie krwi do Szpitala Praskiego. Potem na komendę i znów na badanie moczu do Szpitala Wolskiego. - Oni sami nie wiedzieli co mają robić - powiedział kierowca. - Pytam się co dalej, a oni mówią, że na razie nie wiedzą, bo czekają na polecenia.
- Mnie nigdy nie ciągnęło do narkotyków, a alkoholu to już ponad 20 lat nie piję. Policjanci mówili, że to może z leków, ale to niemożliwe, bo ja badam się u naszych lekarzy, którzy wiedzą, że jestem kierowcą i nie daliby mi takich leków - dodał.
Kierowca został zatrzymany
Po takich przeżyciach kierowca spodziewał się, że zostanie zwolniony do domu. Jednak policjant poinformował go, że zostanie zatrzymany na 24 godziny.
Po nocy w policyjnym areszcie pana Zbigniewa przesłuchano ponownie, a następnie wypuszczono. Po wyjściu kierowca wraz ze swoim kierownikiem oraz mecenas udali się w celu wyjaśnienia szczegółów do Komendy Rejonowej Policji na Bielanach. W samochodzie prawniczka powiedziała, że wyniki badań dały wynik negatywny.
Pan Zbigniew bardzo przeżywał te wydarzenia. - Tak między nami to mi się łzy w oczach pokazały. Nieprzyjemne to było dla mnie - opowiadał.
Sądowy finał sprawy
Sprawa pana Zbigniewa trafiła do Sądu Rejonowego w Warszawie, który orzekł, że organy ścigania nie dysponowały uzasadnionym przypuszczeniem, że kierowca popełnił przestępstwo. Sąd uznał za absurdalne pobranie próbek krwi i moczu w różnych placówkach oraz przeszukanie domu mężczyzny po ośmiu godzinach od zatrzymania. Poddał też wątpliwości czy zasadne było przesłuchanie po uzyskaniu negatywnego wyniku badania krwi, a także użycie kajdanek.
Pan Zbigniew po wszystkim odzyskał prawo jazdy i wrócił do pracy.
źródło: wawainfo.plzdjęcie główne: Warszawski Transport Publiczny